niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 9

  Do środka wpadło kilkanaście ptaków wielkości bobasa. Były czarne niczym dzisiejsza noc. Ich czerwone ślipia wpatrywały się we mnie niczym w zwierzynę. Miały długie szare dzioby mogące na pewno rozszarpać mnie na kawałki. Byłam przerażona.  Nie wiedzieć czemu ten widok był mi znajomy. Widziałam już kiedyś te stworzenia. Ich oczy mnie przerażały, a dźwięki które wydawały były jeszcze bardziej dziwne. Z ich dziobów wydobywało się znajome "kra" z połączeniem płaczu. Zatkałam uszy dłońmi i powoli się ruszyłam. I wtedy go zobaczyłam.

***
W tym samym czasie po drugiej stronie pokoju.
 Musiałem przyznać, że była zjawiskowa. Jej blond włosy, dopiero co umyte były uroczo potargane, a w zielonych, błyszczących, pięknych oczach widać było strach. Ludzie mówią, że piękne oczy są wynikiem częstego płaczu. Jeśli taka była prawda to ona musiała płakać codziennie. Wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi ustami. Oh, jej usta. Jej usta były boskie. Naturalnie czerwone. Może trochę poranione, ale i tak cudowne. Jednym słowem była oszałamiająca. Bez żadnych wątpliwości była córką Gabriela. Moja księżniczka.  Zsunąłem z głowy kaptur i zrobiłem krok do przodu. Chyba spodziewała się kogoś innego. Trudno się mówi, kto pierwszy ten lepszy.

***
Parę sekund później.
 Nie wiedziałam ile minut, a może nawet godzin minęło odkąd go ujrzałam. Miał czarne jak smoła włosy i takie same cudowne skrzydła. Miał delikatne, młodzieńcze rysy. I chyba tylko jedna rzecz była w nim straszna- jego oczy. Były zupełnie takie same jak te u ptaków. Czy to w ogóle możliwe? Nagle na jego twarzy pojawił się uśmiech- najbardziej zniewalający jaki kiedykolwiek widziałam. Przestałam myśleć o Victorze czy o Liamie. Liczył się tylko nieznajomy. Był cudownie doskonały. Jednak w głębi duszy czułam, że jest coś nie tak. 
-Jestem Carollen.-odparł mężczyzna, a może i chłopak. Powoli do mnie podszedł.
-Jestem Su...Su...Susan-wyjąkałam.
-Wiem kim jesteś. Wiem o tobie wszystko.-szepnął patrząc mi prosto w oczy. Musiałam odwrócić wzrok. Nagle poczułam nieziemsko zimny dotyk na swojej twarzy. Znów spojrzałam na niego. Miał zamknięte oczy. Czarne kosmyki włosów opadały delikatnie na jego czoło. I gdyby nie zrządzenie losu lub mój doskonały wzrok nie zauważyłabym małego tatuażu na jego lewej skroni. Był koloru krwi z zdawał się poruszać. Zdawało mi się,że to runa. Nie znałam jej znaczenia. 
-Jesteś wyjątkowa wiesz o tym? Jesteś jedyna w swoim rodzaju...piękna.-odparł, a mnie przeszedł dreszcz przerażenia. Coś mi tu nie pasowało. Nagle jego usta zbliżyły się do mojej szyi. Zaczęłam drżeć. Nie podobało mi się to co robił. 
-Czym jesteś?-powiedziałam nagle.
-Jestem Ahjaszem...-odparł jakby nigdy nic. Ahjasz... To brzmiało tak przerażająco. Nagle zaczęłam się wyrywać. Jednak Carollen trzymał mnie w żelaznym uścisku. 
-Puść mnie!-krzyczałam z nadzieją, że ktoś to usłyszy. Jednak chłopak nie dawał za wygraną. I nagle usłyszałam trzask drzwi. Carollen gwałtownie odszedł ode mnie jednak nadal mnie trzymał za nadgarstki. Do pokoju wszedł Liam... Jedyna osoba, której się tutaj nie spodziewałam. Wydawał się inny. Bardziej spokojny, opanowany i smutny. Chyba to widziałam w jego wyrazie twarzy.
-Jarach... Jak miło cię widzieć, Victorze!-powiedział mój napastnik.
-Liam-poprawił złotooki. 
-Cholera.-szepnął drugi. Liam nagle zjawił się obok mnie.  Spojrzał mi przelotnie w oczy. Jego ból odbijał się w nich niczym  w lustrze. To zabolało. 
-Puść ją!-warknął patrząc Carollenowi prosto w jego okropne oczy.
-Przecież wiesz czego chcę. Wiesz, że jej krew da nam siłę. I tak Gabriel myśli, że ona dawno już umarła. Mogę się z tobą podzielić. Będziesz niezniszczalny. W końcu twój ojciec będzie z ciebie dumny.- powiedział czerwonooki. 
-Wiesz, że tego nie chcę!
-Nie to nie. Nikt mnie nie powstrzyma.Patrz jak umiera. Synowie, brać go!-krzyknął Carollen, a wtedy ptaki zaatakowały mojego obrońcę. Słyszałam tylko trzepot ich skrzydeł. Już nikt nie mógł mnie uratować. Ahjasz czy jak mu tam patrzył na mnie triumfalnie. Po paru minutach przyłożył swe usta do mojej szyi tak jakby chciał ją pocałować i poczułam ostry ból. Zaczęłam mieć mroczki przed oczami. I gdy już myślałam,że to koniec poczułam jak uścisk Carollena lżeje. Nagle przestał mnie gryźć. Poczułam znajomy dotyk na ręce i już wiedziałam, że jestem bezpieczna.
-Liam...-szepnęłam i wpadłam w nicość.
***
Obudził mnie podmuch wiatru. Był przyjemny, uspokajający. Otworzyłam oczy i ujrzałam czarne niebo." A więc tak wygląda śmierć?", pomyślałam. Przyjemnie jest umrzeć...
-Susan.-usłyszałam znajomy głos i wiedziałam, że to musi być Niebo...

==============================
I jak wam się podobało? Przepraszam, że tyle nie było wpisów oraz, że ten jest taki krótki <3 Uwielbiam Was!